paint-brush
<Część 2> Rzeczywistość cyfrowych nomadów: rzucanie wyzwania wzrokowi i słuchowiprzez@gleams
Nowa historia

<Część 2> Rzeczywistość cyfrowych nomadów: rzucanie wyzwania wzrokowi i słuchowi

przez gleams6m2024/11/11
Read on Terminal Reader

Za długo; Czytać

Pisarką kiedyś w domu kierował niepokój i samoświadomość. Ale kiedy znajome miejsca związane z jej historią zniknęły z pola widzenia, zniknęły również jej wątpliwości. Kiedy odeszła poza zasięg wzroku innych, pojawiła się nowo odkryta wolność. A kiedy dźwięki wokół niej stały się nieznane, po raz pierwszy zaczęła słyszeć swój autentyczny głos.
featured image - <Część 2> Rzeczywistość cyfrowych nomadów: rzucanie wyzwania wzrokowi i słuchowi
gleams HackerNoon profile picture

Jeśli nie czytałeś The Reality of Digital Nomads: Chasing Highs, Finding What? (Part 1) , to zagłębia się w wyzwania, z którymi mierzyłem się jako cyfrowy nomada — brak stabilności, brak społeczności oraz ciągły stres i zmęczenie. Kluczowym wnioskiem jest moja sugestia, że „cyfrowi bezdomni” mogą być bardziej odpowiednim określeniem dla cyfrowych nomadów. Kończę porównaniem dzisiejszych nomadów do postaci historycznych, takich jak górscy pustelnicy i monastyczni wędrowcy, którzy również prowadzili życie w samotności i samowystarczalności.


Przeczytaj <Część 1> Rzeczywistość cyfrowych nomadów: w pogoni za przygodami, w znalezieniu czego? na Hackernoon! [ Kliknij tutaj .]


<Część 2>

Wspólną cechą cyfrowych nomadów, mnichów chrześcijańskich i mnichów buddyjskich jest to, że wszyscy oni opuszczają swoje rodzinne miasta w poszukiwaniu większego oświecenia i rozwoju.


Dla kogoś takiego jak moi rodzice, obserwowanie, jak ich córka nieustannie podejmuje wyzwania, może być niepokojące. Jednak podróżowanie jako cyfrowy nomada było niezwykle znaczące dla samopoznania i rozwoju osobistego . Zanim rozpoczęłam tę podróż, zmagałam się z lękiem zakorzenionym w samoświadomości. Byłam typem dziewczyny, która uwielbiała popcorn, ale pomijała go, gdy byłam sama w kinie, martwiąc się, co pomyślą obcy, jeśli zobaczą mnie stojącą w kolejce samą. Czekałam nawet, aż w kinie będzie pusto, aby nieśmiało złapać torbę, wychodząc.


Jedną z nieoczekiwanych zalet pracy na pełen etat podczas podróży jest to, że nie masz czasu, aby dać się porwać wszystkim lokalnym atrakcjom turystycznym. Zamiast tego znajdujesz małe radości w odwiedzaniu kawiarni , gdzie możesz cicho obserwować miejscowych podczas pracy, lub zmieniając dzielnice na wieczorny spacer każdego dnia, aby doświadczyć subtelnych różnic w scenerii. Wbrew wysokim dialogom, często słyszanym w japońskim anime, dzielnice mieszkalne w Tokio są zawsze zadziwiająco ciche. W Siem Reap dzieci grzebią w koszach na śmieci w poszukiwaniu niezbędnych rzeczy zaledwie kilka kilometrów od jednego z największych i najbardziej imponujących zabytków religijnych. W najbardziej liberalnym mieście Azji, Bangkoku , położonym w jedynym kraju, w którym zalegalizowano marihuanę, można zaobserwować mniej hipsterską, a bardziej kapitalistyczną i świadomą siebie scenę, gdzie ludzie czekają na swoją kolej w klinikach kosmetycznych nawet o 21:00. Tymczasem na Bali miejscowi zaczynają i kończą dzień rytuałami religijnymi, a każdy sklep i zakwaterowanie reklamuje swoje szybkie prędkości Wi-Fi. W Filadelfii niektóre kawiarnie nie zapewniają dostępu do Wi-Fi ani nie pozwalają na korzystanie z laptopów, ale mimo to udaje im się prosperować.


Widząc takie różnice w rzeczywistych kulturach na całym świecie, zastanawiam się, jak wiele z tego, kim jestem, zostało ukształtowane przez kulturę i środowisko, w którym dorastałem. Ta podróż staje się czasem introspekcji. Podróżowanie to kultura i społeczność, które ukształtowały znaczną część mojej tożsamości, znikające na moich oczach. Zaczynam pytać siebie: „Kim jestem bez mojej kultury?” i „Jakie są moje podstawowe cechy? ”. I od miasta do miasta odpowiedzi na te pytania o mnie powoli się ujawniają.


Kim jestem bez mojej kultury?



Istnieje niepowtarzalne wyzwolenie, które przychodzi wraz z odkrywaniem „siebie” w obcym kraju. Tutaj każdy zrzuca swoją znaną tożsamość i staje się obcokrajowcem, wolnym od swoich zwykłych ról i oczekiwań. Termin „obcokrajowiec” oznacza „osobę, która nie należy do określonej grupy lub społeczności”. Nie jesteś dziewczyną z rodzinnego miasta, rozpoznawaną po jej codziennej mrożonej czarnej kawie, ani facetem, który jest znany ze swoich myjni samochodowych DIY odkąd wprowadził się tam w zeszłym roku. Zamiast tego jesteś po prostu sobą, zredukowaną do tego, co niezbędne, nieskrępowaną rutyną i etykietami z domu.


Jedną z największych zalet podróżowania do wielu miejsc jest przyjęcie nastawienia „tak czy inaczej jestem obcokrajowcem”. Ta mentalność z natury „ bycia innym” jest wyzwalająca. Chociaż zawsze jesteśmy wyjątkowymi jednostkami, doświadczanie wielu kultur i ich kontrastów sprawia, że ta prawda głęboko rezonuje. Uświadomienie sobie, że nie ma dwóch identycznych społeczności i że nie musimy dostosowywać się do żadnej z nich, pozwala nam odkryć naszą prawdziwą naturę i osobowość.


Jako wrodzone zwierzęta społeczne, przyzwyczailiśmy się do życia w komunie przez tysiące lat. W kulturach wschodnich, gdzie życie w komunie jest szczególnie cenione, czasami pomijamy kluczowy fakt: społeczności składają się z jednostek, z których każda ma unikalne cechy. Często podświadomie stawiamy tożsamość społeczności ponad naszą własną, wahając się przed przyjęciem przekonań lub zachowań, które nas wyróżniają. Jako obcokrajowiec przejeżdżający przez dany obszar na krótko, rzadko zdarza się, aby miejscowi zwracali na nas uwagę, poza entuzjastycznymi promocjami promotorów barów. Ta wolność bycia niezauważonym, po prostu wtapiania się w tło, wyzwala i przyspiesza twoje samopoznanie, dając ci więcej przestrzeni, aby pozwolić sobie być tym, kim jesteś.


To zupełnie co innego niż noszenie bikini na ulicach Azji Południowo-Wschodniej po założeniu ubrań w stylu konfucjańskim w swoim kraju ojczystym. Początkowy duch przygody związany z przybyciem do nowego miejsca zanika, a w okresie, gdy nieco się z nim oswoiłeś, ale nadal nie należysz do społeczności, zaczynasz dostrzegać swoje autentyczne „ja”.


W różnych miastach na całym świecie spotkałam się ze swoją wewnętrzną życzliwością. Nawet gdy nie obchodziło mnie, jak inni mnie postrzegają i byłam pod ogromnym stresem, pozostawałam życzliwa dla innych. Moja nieśmiałość została zastąpiona długimi rozmowami z taksówkarzami. To nowo odkryte „ja” stało się źródłem siły i podniosło mnie na duchu w sposób, którego się nie spodziewałam.


Bariera językowa nie była, co zaskakujące, wielkim dyskomfortem, ale czynnikiem pomagającym w odkrywaniu samego siebie. Jak bardzo słowa i dźwięki, które słyszymy wokół nas każdego dnia, wpływają na nasze myśli? Nawet w zeszły weekend, podczas wędrówki w całkowitym spokoju natury, minąłem grupę dyskutującą o cenach nieruchomości w Seulu. Pod czystym niebem ich rozmowa rozmyła moją przyszłość w ciemności. Koreańczycy, jako całość, wydają się być szczególnie skupieni na bogactwie i gospodarce, z silnym dążeniem do gromadzenia bogactwa. Ponieważ moje jedyne planowanie finansowe polega na oszczędzaniu tego, co zostaje po impulsywnym wydaniu pensji, słuchanie tych rozmów sprawia, że czuję się na skraju ataku paniki. Ponadto, często wita mnie reklama YouTube'a odtwarzana w momencie, gdy wsiadam, chociaż płacę za każdy przejazd.


W jakim stopniu słowa i dźwięki otaczające nas w życiu codziennym wpływają na nasz stan umysłu?


W dzisiejszych czasach, narażenie na materialistyczne i konsumpcyjne postawy i media nie jest doświadczeniem zarezerwowanym wyłącznie dla mojego kraju ojczystego. Jednak w obcym kraju wszystkie reklamy i rozmowy innych ludzi wydają się być jedynie hałasem, więc nawet jeśli byłem na nie narażony, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Oczywiście, to, że nie rozumiem języka wokół mnie, nie oznacza, że wpływ kultury, w której żyję od dziesięcioleci, po prostu znika. Nawet w swobodnej atmosferze Azji Południowo-Wschodniej nadal stawiałem na pierwszym miejscu wydajność i szybkość — jak prawdziwy Koreańczyk. Ale kiedy otaczający hałas ucichł, zacząłem słyszeć autentyczny głos w sobie — głos, którego nie mogłem słyszeć tak wyraźnie w Korei. To było pragnienie, aby zajmować się sztuką i pracą twórczą, więc zacząłem znowu pisać.


Podróżowanie do różnych miejsc było niemal jak uwolnienie się od przeszłości, a zatem od swojego wieku. Być może dlatego, że jako obcokrajowiec jesteś w pewnym sensie niewidzialny, nie jesteś częścią zapisanej historii tej społeczności — tylko zostając wystarczająco długo, stając się znajomą twarzą, możesz zacząć zostawiać ślad. Albo może dlatego, że miejsca wplecione w historię mojego życia są poza zasięgiem wzroku, a wszystko, co widzę, to „nowe” wokół mnie. Tak czy inaczej, wraz z pojawieniem się we mnie unikalnego głosu, przestałem też czuć się tak skrępowany swoim wiekiem. Wątpliwości co do siebie, które normalnie pojawiłyby się wraz z pojawieniem się mojego autentycznego głosu, zostały stłumione w pozornej nieobecności historii, z której się zrodziły.


Ale najlepsze w byciu cyfrowym nomadą dotarło do mnie dopiero po jego zakończeniu.


Opowiem wam o tym wszystkim w części 3, w przyszłym tygodniu. Dzięki za przeczytanie