Freewheeling reflections on language, technology, and writing in the age of AI.
The writer is smart, but don't just like, take their word for it. #DoYourOwnResearch before making any investment decisions or decisions regarding your health or security. (Do not regard any of this content as professional investment advice, or health advice)
This piece was written for humor or satire and may include nonfactual statements, stories, or anecdotes.
Problem z dużymi modelami językowymi — pisanymi tutaj wielką literą, tak jak można by pisać wielką literą słowo Bóg lub Śmierć, biorąc pod uwagę krytyczne znaczenie, jakie branża technologiczna im teraz przypisuje — nie polega na tym, że generują tekst. Ta część jest niemal uroczo osobliwa, nawet słodka. Więc 2022.
Prawdziwa zagadka, nad którą łamię sobie głowę, drogi czytelniku HackerNoon, jest bardziej niepokojąca. Jak uczucie, które odczuwasz, gdy zdajesz sobie sprawę, że przez ostatnie dwie godziny byłeś na autopilocie, robiąc 80 na I5.
Zastanawiam się: Czy żyłem jako algorytm przez cały ten czas, na długo zanim Duże Modele Językowe zaczęły automatycznie uzupełniać moje myśli? Czy generatywna sztuczna inteligencja, powielając sposoby, w jakie piszemy, ujawnia również mechaniczną naturę naszego poznania?
Mówią nam, że Duże Modele Językowe nie piszą . Nie w tym sensie, w jakim Szekspir pisał sztuki albo pisałeś wzruszające liściki miłosne do swojej sympatii z 10. klasy.
Przewidują . Oznacza to, że zbierają statystyczne prawdopodobieństwo pojawienia się małych tokenów w określonych wzorcach, a następnie serwują je nam w układach, które wydają się być myślą, ale w rzeczywistości są tylko symulacją rzeczywistego myślenia.
To rodzi niepokojące pytanie: Jak wiele ludzkiego pisania było już po prostu… tym? Jak często nie piszemy, ale predykcyjnie składamy, nasz wybór słów to gra w Tetrisa rozgrywana za pomocą zapożyczonych wzorców, fraz i nieświadomego naśladownictwa ustalonych form retorycznych?
A co jeśli prawdziwym, wywołującym zgagę odkryciem nie jest to, że Duże Modele Językowe mogą nas naśladować, lecz to, że to, co nazywamy „nami”, przez cały czas przypominało maszynę?
Co dziwne, jeśli rozłożysz proces pisarski, lub przynajmniej ten proces pisarski, zaczyna on wyglądać bardzo podobnie do tego, co robią Duże Modele Językowe. Mniej intuicyjny skok wyobraźni, a bardziej kwestia skanowania pamięci w poszukiwaniu następnego najbardziej prawdopodobnego słowa na podstawie kontekstu i doświadczenia.
Wielu z nas lubi wyobrażać sobie to jako jakieś tajemne, głęboko ludzkie przedsięwzięcie, walkę z Muzą. Taniec inspiracji i zmagań oraz zginania języka w coś pięknego i wymownego.
Ale czy pisanie nie jest po prostu serią mikroprzepowiedni? Czy nie sięgamy po słowa nie poprzez boską inspirację, ale poprzez ekspozycję i rozpoznawanie wzorców?
Więc kiedy Large Language Models robią to samo — tylko z większym korpusem szkoleniowym i mniejszą liczbą kryzysów tożsamości — czy to naprawdę jest tak inne? Czy nie robi tego, co zawsze robiliśmy, tylko szybciej i na skalę, i bez obciążenia blokadą pisarską lub syndromem oszusta?
A jeśli pisanie zawsze było aktem wyrafinowanego przewidywania wzorców, co to mówi o myśleniu ? Czy możliwe jest, że ludzka świadomość nie jest niewyrażalnym trudnym problemem, za jaki ją uważamy?
Zastanawiam się, czy pozornie nowy pomysł, który właśnie przyszedł mi do głowy, nie jest po prostu probabilistyczną reakcją na bodźce, przemyślaną ekstrapolacją wszystkiego, co kiedykolwiek przeczytałem, usłyszałem i w co mi kazano wierzyć.
Być może prawdziwym zagrożeniem ze strony sztucznej inteligencji generatywnej nie jest to, że mnie zastąpi, ale to, że zmusi mnie ona do zmierzenia się z niepokojącą możliwością, że nigdy nie byłem tak oryginalny, jak mi się wydawało.
Oczywiście, ludzie trzymają się idei wyjątkowości. Sprzeciwiamy się idei, że kreatywność może być zmechanizowana, ponieważ kreatywność jest, cóż, tym, co czyni nas ludźmi. Mówimy sobie, że sztuczna inteligencja nie może tworzyć prawdziwej sztuki, ponieważ nie czuje tego, co my. Nie tęskni, nie cierpi z powodu paraliżującej niepewności, nie znosi bólu i emocjonalnych blizn nieodwzajemnionej miłości.
A jednak, jeśli mamy być brutalnie szczerzy, ilu pisarzy-ludzi naprawdę angażuje się w akt surowej kreacji, a ilu przepakowuje istniejące wcześniej idee, tropy i schematy w kształty, które wyglądają na niejasno nowe? Jak bardzo ludzkie pisanie jest nudne i przewidywalne?
Weźmy Jamesa Pattersona, literaturę gatunkową. Weźmy pisanie akademickie lub dziennikarstwo. Spójrzmy na teksty reklamowe lub treści influencerów. Rozważmy performatywne, samouwielbiające posty Accordion of Wisdom na LinkedIn, które stosują niepotrzebne podziały wierszy, aby oszukać przycisk „Zobacz więcej”.
Fakt, że sztuczna inteligencja potrafi teraz produkować przekonujące kopie tych form, niekoniecznie jest dowodem na jej wyrafinowanie, a raczej oskarżeniem tego, jak bardzo schematyczna była większość tekstów pisanych przez człowieka.
Być może większość pisarzy-ludzi, w tym ja, robi zasadniczo to samo, tylko bardziej się nad tym zastanawiam i istnieje większe prawdopodobieństwo, że błędnie użyją słowa „dosłownie” w sensie metaforycznym lub słowa „afekt” zamiast „efekt”.
Nie boję się, że AI zastąpi ludzkich pisarzy. Boję się przyszłości w stylu Skynetu, bez broni nuklearnej i powstania robotów, gdzie AI przyłoży lustro do ludzkiej twórczości i ujawni, jak wiele z niej już było bezdusznych.
A teraz, w rekurencyjnej interakcji ludzi wykorzystujących Duże Modele Językowe do edycji, współtworzenia i jawnego plagiatu, rzucamy się na głęboką wodę w niezbyt odważny świat sztucznej inteligencji imitującej ludzi, w świat sztucznej inteligencji imitującej ludzi, w uroborosie jednorodnej treści.
W chwilach zwątpienia martwię się spłaszczeniem dyskursu i nadmiarem smutnego, beżowego bełkotu językowego, który nas czeka — to tylko jedna z form narastającego lęku egzystencjalnego w epoce dużych modeli językowych, porównywalna z powolnym zanikiem umiejętności krytycznego myślenia, erozją prawdy w świecie wszechobecnych deepfake'ów i dręczącym strachem, że sztuczna inteligencja ostatecznie odbierze nam wszystkie miejsca pracy.
Myślę o swoim kanale na LinkedIn i wpisach w ramach Akordeon Mądrości, które się tam pojawiają, i o tym, jak tego typu wpisy nie tylko będą istnieć, ale dzięki sztucznej inteligencji staną się jeszcze bardziej schematyczne.
Z drugiej strony być może najważniejszą różnicą między maszynami a ludźmi jest cierpienie , szczególnie jeśli chodzi o pisanie.
Duże modele językowe bez problemu produkują treści w ciągu kilku sekund. Nie dręczą się wyborem najlepszego słowa. Nie przepisują akapitu 15 razy, dopóki nie poczują, że jest właściwy. Nie zastanawiają się, czy są oszustami, i z pewnością nie tracą snu z powodu gryzącego podejrzenia, że to, co napisali, jest pochodną pastiszu. Krótko mówiąc, nie cierpią.
Ale być może sama idea cierpienia jako drogi do sensu i oczyszczenia jest tylko kolejnym wzorcem, który Duże Modele Językowe z czasem nauczą się powielać.
Co się stanie, gdy to zrobią? Czy po zachęcie powiedzą ci, że mają trudności z wymyślaniem pomysłów? Że potrzebują przedłużenia, ponieważ nie są w odpowiednim stanie psychicznym?
Czy symulują cierpienie związane z blokadą pisarską i marnują czas na martwienie się o to, jak dobrze ich dzieła zostaną przyjęte?
Czy duże modele językowe nauczą się naśladować cierpienie w statystycznie prawdopodobny sposób? A kiedy to zrobią, co stanie się z ostatnim strzępem ludzkiej wyjątkowości?
Nie mam pojęcia. Ale na razie będę dalej trzymał pióro w dłoni i znajdował magię, iluzoryczną, jakkolwiek by ona nie była, w pisaniu dobrze skonstruowanego zdania lub łzawej miłosnej notatki.
Ujawnienie użycia AI: AI była okazjonalnie konsultowana jako partner burzy mózgów w kwestii struktury i jako nieodpłatny stażysta redakcyjny w kwestii poprawek na poziomie zdań. Nie cierpiała razem ze swoim ludzkim odpowiednikiem. Bądźcie spokojni: wszelkie wątpliwości co do siebie, nadmierne myślenie i lęk przed dykcją pozostają wyłącznie własnością autora.